Final Countdown

Ostateczne starcie już blisko. Przeciwne sobie siły zetrą się w niedzielę. Nie osobiście, lecz za pośrednictwem swoich zwolenników i wyznawców nowego porządku. Każdy kandydat coś zapewne im zaoferował za poparcie – podwyżki emerytur, godziwe warunki leczenia i dostęp do świadczeń socjalnych czy parytety in vitro dla emigrantów. Jakkolwiek atrakcyjnie mogłyby brzmieć takie obietnice, pamiętajmy, że nie mamy w chwili obecnej możliwości rozliczenia ani wyegzekwowania ich. Najprawdopodobniej niezdecydowani, którzy postanowią przedłożyć nad własny odpoczynek i relaks „obowiązek patriotyczny”, kreśląc po karcie do głosowania, wybiorą mniejsze zło. Albo przystojniejszego kandydata, składniej mówiącego, tego, któremu „lepiej z oczu patrzy”.

Ja proponuję odejście od tej utartej konwencji wyborów. Koncepcja mniejszego zła, niekoniecznie niższego, nie przyniosła nam dotychczas niczego dobrego. Skłaniam się ku propozycjom dodania na karcie jeszcze jednego pola wyboru. Niekoniecznie musi to być, jak proponują niektórzy, „większe zło”. Choć jestem świadom, że wiele osób wolałoby opcję „pocałujcie mnie panowie kandydaci w d...”, proponuję „żaden z powyższych”. W tych wyborach to oczywiście sprawa przegrana. Natomiast mam nadzieję, że odpowiednia liczba głosów „nieważnych” - bo za takie będą uznane z dopisaną kolejna opcją, zwróci uwagę komisji wyborczych i może doczekamy się zmian w następnych wyborach. Byłaby to swoista czerwona kartka dla polityków startujących w wyborach i obiecujących gruszki na wierzbie, których nie potrafią nawet dzięki inżynierii genetycznej wyhodować.

Ja, ponieważ udało mi się otrzymać zaświadczenie od macierzystego urzędu, zamierzam oddać głos. Na Cthulhu. I niech Bóg ma Polskę w opiece. Bo jednego jestem pewien – to nie mój kandydat wygra, ale na pewno nie będzie lepiej.