29.01.19, 11:00
Konfetti nie będzie. Łyżka dziegciu w beczce miodu
[20. urodziny portalmedialny.pl] Od 30 lat w Polsce mamy wolny rynek medialny. Prawo do informacji to jedno z największych osiągnięć zmian w naszym kraju. Media i reklama to również sektor dający pracę tysiącom ludzi. Oblicze mediów zmienia się po raz kolejny na naszych oczach.
W gruncie rzeczy nie powinno być chyba źle. Do dyspozycji Polaków tylko z poziomu pilota jest kilkaset kanałów TV. W Internecie do wyboru uzytkownicy mają setki serwisów informacyjnych, mediów społecznościowych, a także różnorakich usług. Radio to już nie tylko UKF, ale różne jego oblicza – od streamingów sieciowych po radio cyfrowe. Z kolei prasa zawędrowała do dużo większej liczny punktów handlowych, a czytelnik ma do wyboru setki pism. Pozornie wszystko jest w porządku.
Skoro czemu jest tak dobrze, to czemu jednak czujemy pewien niepokój? 30 lat temu szczytem marzeń było tworzenie własnego kawałka mediów, w większym bądź mniejszym mieście. Na fali euforii stacje radiowe zakładali nie tylko dziennikarze, ale technicy, nauczyciele, gminy, domy kultury, parafie czy uczelnie. Stacje TV powstawały nie tylko w dużych miastach, często na początku swojej działalności emitując nielegalnie filmy pozyskane z pobliskiej wypożyczalni kaset VHS, bądź co gorzej, kupione na bazarze. Na rynku prasowym pojawiały się kolejne tytuły, coraz częściej wydawane na ekskluzywnym papierze. Debiutowały światowe tytuły, a drukarnie nie nadążały z rukiem milionowych nakładów. Nikt nie przewidywał, że za kilkanaście lat rynek medialny po raz kolejny zmieni się diametralnie dzięki Internetowi. To dzieje się na naszych oczach.
Po 30 latach funkcjonowania mediów w nowym rozdziale Polski, wracamy znów do punktu wyjścia. Po tak dużym okresie czasu wciąż nie załatwiliśmy sposobu finansowania mediów publicznych. Temat zastępczy między wyborami powoduje, że o jakości BBC możemy sobie tylko pomarzyć. Do produkcji świetnych programów potrzebne są pieniądze oraz jasny model funkcjonowania. U nas co rusz media publiczne stają się jedynie łupem polityków. Do czego to prowadzi, wielokrotnie widzieliśmy na naszych ekranach czy słyszeliśmy w radioodbiornikach. Nie tylko w ostatnich latach.
Model małych ojczyzn medialnych nie przyjął się w Polsce z wielu powodów. Kiedy ruszył proces sieciowania radiofonii, duże grupy kupowały lokalne stacje radowe nie tylko z największych miast. Kwoty wykładane przez inwestorów, często było wielokrotnie przeszacowane. Wielu lokalnych inwestorów po pierwszej fali euforii musiało sprzedać swój biznes radiowy lub otrzymywali ofertę nie do odrzucenia. Grupy medialne trafiły na moment sporych trudności na lokalnych rynkach. Dzisiaj rynek lokalnych rozgłośni boryka się nadal z wieloma problemami. W dalszym ciągu pozostaje otwarte pytanie jak finansować małe lokalne stacje radiowe. Nie jest żadną tajemnicą, że nawet w bogatszych miastach (z niewielkimi wyjątkami), rozgłośnie nie funkcjonują bez problemów.
Zresztą podobnie było na rynku prasowym. Tu problem miał jeszcze inny aspekt – Polacy z roku na rok coraz mniej czytają, i nie mają wyrobionych nawyków kupowania codziennej prasy. Nie istnieje u nas praktycznie żaden model dystrybucji prasy pod drzwi naszych mieszkań. Owszem, były podejmowane próby, ale w większości miejsc z takiego pomysłu szybko się wycofywano. Na dodatek od wielu miesięcy obserwujemy gigantyczne problemy na rynku dystrybucji prasy. To ma wpływ na wyniki wydawnictw, które i tak mają sporo innych problemów.
Z kolei telewizja to dzisiaj domena dużych graczy. Wystarczy spojrzeć na rynek, który jest zdominowany przed duże podmioty. Krajobraz TV dopełnia kilku małych graczy i lokalne stacje kablowe. Cały rynek odczuwa dużą konkurencję ze strony serwisów VOD, które są coraz chętniej oglądane. Koszty wydawane na produkcję jeszcze nigdy nie osiągały tak zawrotnych kwot. A zapowiadane wejście nowych graczy na rynek VOD, może spowodować bicie kolejnych rekordów. Choć o śmierci telewizji nikt nie mówi poważnie.
W Internecie można znaleźć dzisiaj dosłownie wszystko. A jednak sporo uczestników rynku nie potrafi zmonetyzować swojego ruchu. Dotyczy to większości firm – zarówno tych dużych, jak i małych. Z jednej strony obserwujemy niechęć internautów do uiszczania opłat za korzystanie z serwisów, a z drugiej nagminną blokadę reklam. Mamy również reklamę zautomatyzowaną, która nie przynosi kokosów wydawcom.
Media internetowe w dużym stopniu zabrnęły w ślepy zaułek. Spustoszenie w tradycyjnych mediach internetowych dokonały media społecznościowe. One zastąpiły niejednokrotnie dotychczasowy sposób śledzenia i dystrybucji informacji. Z drugiej strony media umiejętnie wykorzystujące social media mogły znacząco zwiększyć zasięg. Portale i media społecznościowe borykają się także z problemem komentarzy i odpowiedzialności za słowo. Wydawcy wiele lat nie reagowali na tysiące komentarzy pod swoimi tekstami, nie mówiąc już o mediach społecznościowych. I właśnie od niedawna odczuwamy skutki tej „wolności”. Media głowią się i troją jak ucywilizować debatę już nie tylko w sieci. Zasadne pozostaje pytanie, gdzie zaczyna się cenzura, a gdzie odpowiedzialność za słowo.
To jeszcze kilka słów o dziennikarstwie, które przestało już być cenionym zawodem. Żadne pocieszenie, że w podobnej sytuacji znajdują się inne zawody. Studenci uczący się rzemiosła dziennikarskiego, zazwyczaj nie interesują się ani mediami, ani polityką, ani gospodarką. Ostatnią przeczytana książką młodych adeptów była zazwyczaj gimnazjalna lektura. Są oczywiście i świetni, młodzi ludzie traktujący dziennikarstwo jako zawód marzeń – ale są oni niestety w mniejszości. W redakcjach skrócił się czas pracy nad tekstami. Pracownicy redakcji muszą pisać je obecnie „maszynowo”, niczym w fabryce. Szybkość pracy powoduje niezamierzone błędy, ale i miałkość tekstów. Do presji nierzadko dochodzą jeszcze wymagania marketingowe, polityczne, a jakość pracy musi się przekładać na ilość kliknięć.
A branża komunikacyjna? Kontakty z przedstawicieli świata PR jeszcze nigdy nie były tak słabe. Kiedy pisze te słowa, przez CBA został zatrzymany były rzecznik prasowy jednego z ministerstw. To owszem wyjątek, ale pokazuje, kto często odpowiada za komunikację medialną. Rzecznicy prasowi nie odpowiadają na pytania dziennikarzy, nie odbierają telefonów, ale za to chętnie spędzają ten czas na „tłitowaniu”. Oczywiście, rzecz nie jest nowa, bo zazwyczaj rzecznicy w ciągu 30 lat nie odbierali telefonów, ale jednak duża część z nich chociaż sporadycznie oddzwaniała. Dzisiaj w niektórych instytucjach nawet nie wiemy, kto odpowiada za kontakty z dziennikarzami. Za to komunikaty od takich instytucji podpisywane są jako „Zespół Rzecznika” bez podania nawet numeru telefonu. Mamy też „wynalazek” w postaci specjalistów ds. PR. Znakomita większość z nich nawet nie wie, gdzie i po co dzwoni. A na marginesie polecam wszystkim do sięgnięcia do serialu BBC „Absolutnie fantastyczne”. Tam w jednym z odcinków główna bohaterka wyjaśnia, co oznacza „pijar”…
Oczywiście, nie można generalizować, że wszędzie jest źle. Bo wciąż działają pasjonaci tworzący niezwykle dobre i rzetelne media, pracują dziennikarze – profesjonaliści na których warto się wzorować, a także rzecznicy i specjaliści ds. PR stanowiący wzór do naśladowania.
Mediom przyszło funkcjonować w zupełnie nowych czasach i zmierzać się z sytuacjami, których dziennikarstwo nie przewidywało jeszcze wiele lat temu. To wielkie wyzwanie dla całej branży, ale również dla samych odbiorców.
Dzisiaj nasz serwis obchodzi 20. urodziny. Jednak zamiast świętowania, proponuję porozmawiać o tym, jak powinny się media odnaleźć w nowej rzeczywistości. Jeśli nie znajdziemy sposobu na rozsądne finansowanie mediów, jeśli nie będziemy pilnować standardów dziennikarskich, a w młodym pokoleniu nie wyrobimy nawyku czytania i wybierania ważnych treści, to 40. rocznicę wolnych mediów będziemy obchodzić w bardzo skromnym gronie.
Komentarze