28.05.09, 23:45

Czarne chmury nad polsatowskimi śpiewakami

Zakończyła się piąta edycja „Jak Oni śpiewają”. Gdy nasze ekrany po raz ostatni tej wiosny pokryły napisy końcowe, uzmysłowiliśmy sobie, że w telewizji nadchodzi czas posuchy, nazywany przez innych wakacjami. Okazuje się jednak, że produkcja szóstej transzy „JOŚ” nie jest wcale taka oczywista - pisze Bartosz Nowakowski.

W sobotę 23 maja 2009 roku, około godziny 23.00, po blisko trzygodzinnym (sic!) finale emitowanym na żywo, zakończyła się piąta edycja „Jak Oni śpiewają”. Gdy nasze ekrany po raz ostatni tej wiosny pokryły napisy końcowe, uzmysłowiliśmy sobie, że w telewizji nadchodzi czas posuchy, nazywany przez innych wakacjami. Okazuje się jednak, że produkcja szóstej transzy „JOŚ” nie jest wcale taka oczywista.

W programie znowu zatryumfowała młoda gwardia. Po wcześniejszych sukcesach Agnieszki Włodarczyk czy Artura Chamskiego po Brylantowy Mikrofon sięgnęła Laura Samojłowicz. Widzom, którzy nie śledzą bacznie „M jak miłość” (Laura gra tam obiekt westchnień jednego z Mroczków, nie pamiętam którego), młoda i śliczna aktorka jest w zasadzie nieznana. W ścisłym finale stoczyła imponujący wokalny pojedynek z Maciejem Jachowskim (podobno też gra w sadze o Mostowiakach). Oglądający show po raz kolejny pokazali, że bardziej niż popularnością uczestników kierują się ich zdolnościami. Dlatego też w ostatnim odcinku pojawili się najlepsi z najlepszych tej edycji.

Sam finał obfitował w wiele dodatkowych „fajerwerków”. Na scenie pojawiła się Justyna Steczkowska, która jako jedyna zaśpiewała z taśmy (gratulacje!) i ofiarowała napisaną przez siebie piosenkę Laurze. Zdaniem popularnej wokalistki utwór ten może stać się przebojem lata. Po jego wysłuchaniu, raczej w to wątpię.

Tego wieczoru Polsatowi towarzyszył także Piotr Rubik. Świeżo upieczony tatuś zebrał moc gratulacji i życzeń (pierwsza seria miała miejsce rano, w  „Dzień dobry TVN”). Przy jego fortepianowym akompaniamencie Joanna Liszowska wykonała piosenkę z nowej płyty kompozytora, „Rubik One”. Jakkolwiek za twórczością mistrza polskiego nurtu sacro-polo nie przepadam, tak interpretacja współprowadzącej „JOŚ” mnie przekonała.

Widowisko Polsatu nie byłoby tym samym widowiskiem, gdyby nie obecność Edyty Górniak. Już parę dni przed sobotnią galą w Internecie huczało, że diwa polskiej piosenki ma niespodziankę dla swoich fanów. Niespodzianka, owszem była, ale bardziej dla synka Edzi. Biednemu Alankowi nie pozwolono w domu spać, bo mama zafundowała mu wokalny prezent. I o ile do wykonania szlagieru „I will always love you” przyczepić się nie można, to do całej otoczki występu i owszem. Słowa o tym, że „wszystko się w życiu zmienia, ale to, że mamusia i tatuś będą Cię zawsze kochać, się nigdy nie zmieni” to typowa  zagrywka pod publiczkę. Dobrze, że Alan jest jeszcze mały, może zapomni.

Piąta odsłona „Jak Oni śpiewają” za nami, można więc pokusić się o podsumowanie. Co było dobre? Na pierwszym miejscu stawiam zdecydowanie fakt pojawienia się Joanny Liszowskiej. Nowa prowadząca jest z pewnością mniej namolna i bardziej naturalna od ugłaskanej Kasi Cichopek – Hakiel. Liszowska sama przyznała, że kamerzyści mają problem, by zmieścić ją w kadrze, ale dla mnie to żaden kłopot. Jej przejęzyczenia czy inne wszelakie błędy maskuje bezpośredniość i sympatia, jaką czuje do niej widz. Piątka z plusem!

Reszta w zasadzie pozostała bez zmian. Od samego początku „JOŚ” to każdorazowo ponaddwugodzinny słodki cukierek. Słodki do tego stopnia, że aż powoduje mdłości. Aktorzy biorący udział w show na każdym kroku pokazują, jacy to są mądrzy, piękni i wspaniali. Potwierdzają to ich rodziny, które tabunami przychodzą do studia. Krzysiek Ibisz, strojony na młodego i ślicznego chłopca, biega niczym Szarik na planie „Czterech pancernych”  i całuje każdą napotkaną dziewczynę. Czasem cieszę się, że kamery nie są w stanie pokazać wszystkiego, co się tam dzieje.

Nad „Jak Oni śpiewają” zawisły czarne chmury. Szósta edycja show stoi pod znakiem zapytania. Przyczyny możemy szukać w spadającej oglądalności programu. Pierwszą transzę śledziło bacznie ponad 4,5 mln Polaków, zakończoną kilka dni temu – już tylko 3 miliony. Wpływy reklamowe też zmalały, a jesienią w tym samym czasie antenowym pojawi się druga seria „Mam talent!”. Może być ciężko, nawet z utrzymaniem trzymilionowego audytorium.

Jest też inny problem. Nazywa się on Edzia Górniak. Jurorka w którymś odcinku zasugerowała, że nie pojawi się już w kolejnej edycji. Ludzi z Polsatu zamurowało: jak to, jak można zrobić „Jak Oni śpiewają” bez Edyty?! Owszem, byłoby trudno. Górniak, jej histerie, płacze, skakanie po elementach scenografii i komentowanie swojego życia na antenie wrosły na stałe w kanwę programu. „JOŚ” bez Edyty można by porównać do jednego Mroczka bez drugiego.

Edycie być może chodzi o kasę. Do tej pory inkasowała podobno 20 tys. złotych za odcinek, a teraz z racji kryzysu i planowanego rozejścia się z Darkiem Krupą, przydałoby się znacznie więcej. Przestraszony Polsat podwyżkę pewnie da, pytanie jak dużą. Jeśli Górniak wynegocjuje coś w okolicach 50 tysięcy (tyle chce za zaśpiewanie jednej piosenki w Opolu - TVP ją wyśmiało), to ja wyrzucam telewizor. Dla przyzwoitości i świętego spokoju.

Komentarze

Subskrybuj RSS: rss
Oferty pracy

Aktualnie nie mamy ofert pracy.

Dodaj swoją ofertę
Konkursy
do 02.05.25

Do zdobycia jeden egzemplarz książki.

do 27.04.25

Do zdobycia jeden egzemplarz książki.

Polecamy
Konferencje

Zapraszamy do współpracy. Cena dodania do katologu od 149 PLN netto.