06.07.06, 18:57
Ewa Stykowska: Zapał jest najważniejszy
Ewa Stykowska mówi dla MediaFM.net: "Zapał jest najważniejszy". Kim jest Stykowska? Z wykształcenia pedagog, z zamiłowania dziennikarka radiowa. Współtworzyła Radio Kraków oraz RMF FM, a obecnie pracuje przy serialu „W-11. Wydział Śledczy” oraz „Detektywi” (TVN). Wielka osobowość medialna.
Zapał jest najważniejszy - mówi Ewa Stykowska dla Portalu Medialnego mediaFM.net.
Kuba Wajdzik: Na początku mam dla Pani zagadkę. Kogo dotyczy ta opinia? „Dużo wymaga, krzyczy i w dodatku wywołuje stres u podwładnych, ale zawsze wie, czego chce i co najważniejsze - wie jak to osiągnąć. No i przede wszystkim jest wielkim dziennikarzem i potrafi zwłaszcza młodym ludziom udzielić bardzo wielu cennych wskazówek.
Ewa Stykowska: Lisa?
KW: Nie. Ewy Stykowskiej. Zaskoczona Pani takimi opiniami?
ES: To, że wymagająca i krzyczy - to wiem (śmiech). Natomiast bardziej skojarzyłam tę opinię z Tomaszem Lisem.
KW: Ale być może takie postępowanie powoduje pobudzenie młodych ludzi do większego i twórczego działania…
ES: To zależy, gdzie. Ja twierdzę, że np. media publiczne powinny być rozwiązane i powinno się przyjąć dziennikarzy na nowe kontrakty. Na razie, przynajmniej ośrodki regionalne, są „zakładami pracy chronionej” gdzie jest ciepełko. Ludzi nie fascynuje praca tylko chcą mieć etat. No, więc można tam krzyczeć do upadłego… tylko, co z tego?
KW: Ma Pani na myśli Radio Kraków?
ES: Tak. To jest to radio, z którego ja kiedyś wyszłam i w którym wszystkiego się nauczyłam. Zawsze tego radia broniłam pracując na Kopcu. Potem do niego wróciłam. I było to dla mnie ogromne rozczarowanie. To, co zastałam w Radiu Kraków to był „Późny Gierek” - jeśli chodzi o sposób myślenia. Ludzi tam nie rajcuje praca dziennikarska - w przeciwieństwie do Kopca gdzie ludzi cieszyło to, co robią.
W tej chwili pracuję przy takim projekcie w TVN-ie i też obserwuję fascynację pracą. A w Radiu Karków są jedne związki zawodowe, drugie, trzecie… i marazm. Takie „ukochanie i uszanowanie” swojego zawodu jest tam nie na miejscu. I na taką sytuację nikt nie poradzi, choćby nie wiem, kto tam przyszedł. Zresztą w tej chwili jest tam prezesem programowym świetny chłopak.
KW: Marcin Pulit?
ES: Tak. I on będzie natrafiał na mur, ścianę, którą trudno mu będzie przebić. Tam jest na przykład mnóstwo osób, które robią bardzo dobre audycje raz w miesiącu. Czy to są ludzie, którzy powinni mieć etaty? Przecież takie rzeczy można robić z doskoku, prawda?
Natomiast przez to, że etaty są blokowane przez „,martwe dusze” często uwikłane w związki zawodowe to brakuje miejsc dla szybkich, sprawnych reporterów, dla których absolutnie powinny one być!
Publiczne radio ma mniej pieniędzy niż prywatne stacje i przy tym nie ma czym przytrzymać w stacji młodych, sprawnych dziennikarzy. Perspektywa dużych pieniędzy czy przynajmniej szansy na jakąkolwiek stabilizację jest nierealna.
Najbardziej kosztowny jest proces szkolenia dziennikarzy. I w Radiu Kraków bardzo często, jest tak, że jak z młodego człowieka wykluje się wreszcie wszechstronny dziennikarz to odchodzi do RMF-u, TVN-u, Eski - gdzie się da, bo tam zarobi znacznie więcej. I to jest niepokojące.
Jak ja przyszłam do Radia Kraków… też wtedy było krucho z etatami, ale po trzech miesiącach dyrektor wezwał mnie i powiedział: „Moim zdaniem będzie z pani dobry dziennikarz. Ja nie mogę pani dać teraz etatu. Jeżeli może Pani zaczekać, a ja będę coś miał, to dostanie Pani pół etatu”. I to już była wiążąca obietnica. Teraz takich obietnic nie ma. Ludzie pracują po kilkanaście lat bez etatu. A zarabiają za mało, żeby mogli się sami ubezpieczyć. Jaka to jest perspektywa? Żadna. I to jest smutne.
KW: Dlaczego pani i Edward Miszczak twórcy pierwszych w Polsce reportaży stereofonicznych, porzucili Polskie Radio na rzecz budowania czegoś całkiem innego i nieznanego?
ES: To była przygoda. To było coś nowego. W ogóle się nam w głowie nie mieściło, że mogą być prywatne media i w dodatku wolne. Ja pamiętam takie spotkanie ze Stasiem Tyczyńskim w mieszkaniu naszej koleżanki, kiedy Staszek roztaczał wizję jak to radio będzie wyglądało.
KW: Jedna z anegdot krążąca po Kopcu mówi, że na fortach Tyczyński malował kredą i mówił: tu będzie newsroom, a tu studio.
ES: Tak. I Tyczyński zrealizował dużo więcej niż nam wtedy awizował, co to będzie. A myśmy i tak tego słuchali jak bajki.
KW: Długo trzeba było Panią namawiać, żeby Pani przeszła na całkiem inny front?
ES: Nie. Razem z Edkiem Miszczakiem podjęliśmy dość szybko decyzję, dlatego, że się wspieraliśmy. Bo z jednej strony sobie myślałam: gdyby nie on, no to ja bym nie odeszła. Teraz myślę, że to działało w obie strony. Gdyby nie Stykowska, to on też by nie odszedł. Bo reszta to byli bardzo młodzi ludzie, którzy mówili: „Jak idzie Stykowska i Miszczak, to może coś się zbuduje”. My już mieliśmy w Radiu Kraków jakąś pozycję. Ale z drugiej strony była również zazdrość - a jak im kurcze wyjdzie, a nas tam nie będzie. To były tego rodzaju motywacje i argumenty. (śmiech).
KW: Z jednej strony Stykowska, Miszczak…mogę powiedzieć „stara gwardia radiowa”, a z drugiej strony świeży narybek, który nie miał żadnego doświadczenia.
ES: Ale miał zapał! A to jest ważniejsze. Bo to, co dla nas już było rutyną, dla młodych było odkryciem. Radio RMF jak zaczynało nadawać, wygrało świeżością i autentycznością - nie warsztatem.
KW: Pamiętam takie programy w RMF FM, które robiła Pani w duecie z Michałem Kubikiem – wieczorami. To się nazywało chyba „Wieczorny program radia RMF”…
ES: Takie do pierwszej w nocy?
KW: Tak. Były tam i wywiady i rozmowy ze słuchaczami. Zupełnie inna antena – pełna ciepła i wrażliwości. Takich programów już dzisiaj w ogóle w mediach nie ma. Nie ma takiej potrzeby na wrażliwe programy?
ES: W tej chwili radia inaczej się słucha. Jak RMF starowało, to słuchacz miał zakodowane, że radia się słucha. Słowa się słucha. W tej chwili słucha się przede wszystkim radia w samochodzie. Radio jest zupełnie innym medium niż było. Radio się zmieniło. Do słuchania radia już się nie zasiada. Oczywiście, że mi żal, ale wszystko się zmienia. Radio też się dostosowuje do współczesności.
KW: Na początku lat 90- tych w jednym z wywiadów powiedziała Pani…
ES: Jezu, ja w ogóle udzielałam wywiadów?!
KW: Owszem - dla tygodnika „Radio i Telewizja”. Powiedziała Pani wtedy, że Pani marzeniem jest zrealizowanie na Kopcu magazynu literackiego z dużym rozmachem wspólnie z Edwardem Miszczakiem.
ES: Nawet nie pamiętam, że coś takiego było. No i co z tym magazynem literackim?
KW: Nie udało się Pani tego zrealizować? Porażka?
ES: Bo radio poszło zupełnie w inną stronę niż nam się wtedy wydawało.
KW: Ale dzisiaj może miałaby Pani możliwość robienia takiego magazynu w RMF Classic?
ES: Nie, bo ja jestem w konflikcie z moim byłym prezesem, którego bardzo szanuję, ale już nie mogłabym z nim pracować. Myślę, że on ze mną też. Choć uważam, że jest wielkim, wizjonerem.
KW: Ewa Stykowską prowadziła sztandarowy program „Radio Muzyka Fakty”. Przygotowywała serwisy informacyjne, robiła magazyny wieczorne. Gdzie najbardziej się realizowała?
ES: Mówisz o magazynach trwających do pierwszej w nocy?
KW: Tak.
ES: Ja wtedy poznałam bardzo wielu ciekawych ludzi, z którymi do tej pory utrzymuję prywatne kontakty. To w ten sposób procentuje. A news jest news’em - obiektywna informacja. Trzeba ją wypośrodkować tak, by była chłodna.
KW: Z powodu konfliktu odeszła Pani do Radia Kraków?
ES: Myślę, że to po prostu narastało i eksplodowało. Jestem osobą bardzo emocjonalną. Jeśli nie daję na jakieś rzeczy przyzwolenia, to jakiś czas idę w kieracie, potem eksploduję i kończy się zabawa. Ale myślę, że to jakby podświadomie się dzieje, jeśli się na coś nie godzę.
KW: Nie żałuje Pani tej decyzji z perspektywy lat?
ES: Nigdy nie żałuję niczego, co zrobiłam w życiu. Nigdy się nie patrzy do tyłu, tylko zawsze na to, co jest. Nawet nie do przodu. Trzeba umieć się cieszyć z tego, co się ma.
KW: Trafiła Pani z powrotem do Radia Kraków już jako dyrektor. Czy z perspektywy lat uważa Pani to za udany czas? Trafiła pani na wspomniane problemy oraz na – jak to się żartobliwie mówi w Krakowie - Aleję Zapomnianych na ostatnim piętrze Radia Kraków. I na bardzo sztywne formy w Polskim Radiu i w dodatku zapewne na problemy z politykami. To było jak pójście na wojnę?
ES: Jak trafiłam do Radia Kraków, to była tam świetna wiceprezes, która odpowiadała za program. I pewnie, dlatego się zdecydowałam. Myślałam, że będzie łatwiej, że ludzi można zapalić do jakiegoś projektu, ale nie można. (śmiech). Bo jeżeli ktoś traktuje radio jak wielką przygodę, to tak, ale jak traktuje je tylko jak miejsce pracy…
KW: Od 9-tej do 17-tej i do domu?
ES: No więc właśnie…Ale tam jest trochę bardzo fajnych osób.
KW: To może powspominajmy te najsympatyczniejsze osoby, bo o nich się jakoś tak bardzo rzadko mówi.
ES: Przede wszystkim lubiłam pracować z Marcinem Pulitem i ze Sławkiem Mokrzyckim. Najbardziej chyba ceniłam Jolę Hoffer, która jest szalenie kreatywną osobą. Zwariowaną, pomysłową, która lubi to, co robi i nie pyta czy o piątej skończy. Jak trzeba to po prostu robi. Hmm… z kim mi się tam dobrze jeszcze pracowało? Zróbmy odwrotnie - może zapytasz mnie o nazwiska?
KW: Barbara Gawryluk?
ES: Basię Gawryluk bardzo lubię prywatnie. Jest dobrym, uczciwym człowiekiem. Natomiast w poglądach na program chyba nas wszystko dzieli. Chodź bardzo ją cenię.
KW: Jerzy Skarżyński?
ES: To też jest klimat Radia Kraków odkąd pamiętam. Można mu wiele zarzucić np. potknięcia językowe itd., ale to jest facet identyfikowany od lat z tym radiem.
KW: Wymieniła Pani nazwiska ludzi, którzy pracują w Radiu Kraków od dawna. I tak naprawdę to oni ciągną tę antenę od wielu lat. Tak jak Pani wspomniała tam się nic nie zmienia. Nie ma powiewu świeżości. Do anteny nie są dopuszczani młodzi ludzie, a jeśli już się pojawiają to gdzieś na marginesie...
ES: Przepraszam, że wejdę w słowo. Ja czasem muszę wstać wcześnie rano, bo na przykład gdzieś jadę…i wtedy włączam radio Kraków. Chcę mieć lokalną informację…korki,…jakie będą w Krakowie imprezy. To mnie interesuje i to jest mi potrzebne. Czasem się zżymam i denerwuję, bo dostrzegam jakieś błędy czy nawet naruszenie zasad dziennikarskich, ale jednak z przyjemnością słucham.
KW: A, co by Pani zmieniła w Radiu Kraków?
ES: Oj nie. Nie powiem. Nie.
KW: No, ale nie pracuje już Pani w Radiu Kraków.
ES: Nic nie szkodzi, ale bardzo cenię Marcina Pulita. To są jego klocki.
KW: To w takim razie proszę o ocenę przedostatniej kampanii reklamowej Radia Kraków (z hasłem: Radio Prawdziwych Ludzi).
ES: Podobała mi się. Ale jedną rzecz na pewno bym zmieniła. Otóż bardzo trudno jest odkręcać wizerunek radia, które jest postrzegane jako nudne radio wyłącznie dla starszych osób (z ogromnym szacunkiem dla starszych osób). Całą kampanię zrobiłabym pewnie tak samo z jednym wyjątkiem. Nie dałabym loga radia, tylko samą częstotliwość101,6 FM, bo każdy poszuka i włączy. „Aha, sprawdzę, co to jest”. Ludzie nie zawsze kojarzą częstotliwość. Natomiast jak ktoś widzi logo, a ma pewien zakodowany wizerunek tego radia to nie ustawi tej częstotliwości.
KW: Porozmawiajmy może troszeczkę o TVN-ie. Jak to się dzieje, że wybitny radiowiec naraz trafia do telewizji?
ES: To przypadek. Pomógł mi kolega. Trzeba było przecież pracować. W tej chwili bardzo sobie cenię to, co robię. Cieszę się z tego, co mam. Natomiast Radio Kraków to nie był stracony czas. Ja się tam nauczyłam czegoś innego, np. kierowania ludźmi, zarządzania nimi, czasem nawet brutalnego. Natomiast tu uczę się nowych rzeczy. Nie rdzewieję zawodowo.
KW: Rozwija się Pani?
ES: No właśnie.
KW: Telewizja to całkiem inne medium niż radio. Bardzo często przytłacza. Nie ma Pani takich momentów w pracy, że telewizja to nie to, co chcę robić?
ES: Każdy ma lepsze i gorsze dni. Ale nie…bo ja głównie piszę w domu. W telewizji bywam jak się spotykam w gronie scenarzystów, albo z reżyserem czy szefową. Trzeba umieć wyciągnąć dla siebie to, co najlepsze, a nie dołować się i mówić ojejku, jaki jestem biedny. W każdej pracy są momenty, kiedy człowiek jest zmęczony czy przepracowany. Na Kopcu też tak było.
KW: A gdzie była większa satysfakcja?
ES: Wszędzie.
KW: Mówią, że podstawą sukcesu jest zapał i nie oglądanie się na przeszłość. Jest coś w tym powiedzeniu w przypadku Pani?
ES: No tak. No, bo jak ktoś ciągle żyje wspomnieniami, to już jest to błąd w założeniu. To niech idzie na emeryturę. Jest skończony zawodowo. A z takim postrzyganiem rzeczywistości spotkałam w Radiu Kraków. Ktoś na przykład mówi: „Jak mi mogą proponować, żebym nagrał prosty dźwięk, jak ja jestem zasłużony?”. W obecnych czasach nie liczy się „zasłużoność” tylko to, co jest dziś. Albo chcesz facet robić, to rób, a jeśli nie chcesz - no to zrób sobie laurkę i daj szansę już innym, bo ty jesteś zasłużony.
KW: TVN to kolejny przystanek czy już stacja docelowa?
ES: A tego to ja nigdy nie wiem. Nie wybiegam myślą wprzód.
KW: Nie ma pani takich marzeń, że chciałaby Pani pracować w TVN 24 na bardziej odpowiedzialnym stanowisku lub stworzyć jakiś nowy dziennik od podstaw?
ES: Oj nie. Dlaczego bardziej odpowiedzialnym? Nie ma gorszej rzeczy niż zarządzanie ludźmi.
KW: Ale ma Pani doświadczenie
ES: Ale to jest niewdzięcznie.
KW: Ale jest bardzo mało fachowców.
ES: Jest bardzo dużo młodych, świetnych ludzi. Ja uważam, że dzisiejsi młodzi ludzie są fenomenalni. Jak porównuję siebie z analogicznego okresu życia, to myślę: „Boże, jaka ja byłam głupiutka, a jacy oni są w tym fachu genialni”. Ja w ogóle nie miałam nawet w połowie takiej wiedzy będąc w ich wieku. Obserwuję na przykład moją dokumentalistkę. To jest dziewczyna, która studiuje stacjonarnie socjologię. Ma bardzo wysoką średnią. Już jej proponują pracę naukową, na full pracuje w TVN-ie. Genialna dziewczyna. Ja nigdy jej nie widziałam z nosem na kwintę. Jej się zawsze wszystko chce, jest pogodna, uśmiechnięta. Praca z nią to duża przyjemność.
KW: Czyli nie ma Pani na razie założonego nowego wyzwania?
ES: Nie. Dlatego, że uważam, iż nie wolno wybiegać tak daleko w przyszłość. I to nie ma nic wspólnego z ambicją czy jej brakiem. To nie na tym polega. Trzeba umieć cieszyć się dniem dzisiejszym i starać się wyciągnąć to, co najlepsze z tego, co się robi.
KW: Nie myślała Pani o napisaniu książki dla ludzi, którzy chcą się parać dziennikarstwem.
ES: A, po, co? Zawsze byłam osobą, która mówi. Teraz piszę teksty, ale są to teksty mówione, bo na potrzeby filmu. Wolę mówić.
KW: Jest Pani po prostu radiowcem.
ES: Tak.
KW: Jak w ogóle powinny wyglądać dzisiaj media publiczne? Wspomniała Pani, że należałoby zmienić załogę. Bardziej skomercjalizować te stacje, czy jednak dać im żyć swoim życiem?
ES: Ja nie mam pomysłu na media publiczne. Jedno wiem na pewno: one nigdy nie będą apolityczne. Pokazuje to nasza historia. Z drugiej strony bardzo trudno jest budować zespół „od ekipy do ekipy”. Zmieniają się decydenci, zmienia się rząd, politycy. I co chwilę ktoś inny przychodzi do radia, ma pomysł albo udaje, że ma pomysł. Próbuje coś zmieniać. Dziennikarze, którzy pracują w mediach publicznych też pewnie mają tego dosyć i ustawiają się „na przetrwanie” kolejnej ekipy, która przyszła porządzić i mają wszystko gdzieś. W telewizji publicznej przynajmniej jest, o co grać, bo tam są duże pieniądze. Natomiast w publicznej radiofonii nie ma jakichś olśniewających honorariów, a i tak wszyscy szarpią to sukno, żeby jak najwięcej wydrzeć dla siebie. .
KW: A w ogóle można stworzyć dobre radio publiczne?
ES: Może tak.. Tylko trzeba mieć dużej klasy fachowca z konkursu. I facet bez względu na, to, co się będzie działo na scenie politycznej tego kraju, czy tego miasta, jest nie do ruszenia przez najbliższych załóżmy dziesięć lat. I wtedy dopiero można sprawdzić czy da się coś zbudować czy nie. Ale dajemy takiemu szefowi wolną rękę. A tak jest to zarządzanie od ekipy do ekipy… od jednej Krajowej Rady do drugiej. No niechże Pan popatrzy na obecną KRRiT. To są fachowcy?
KW: Podobno apolityczni fachowcy, ale tylko podobno.
ES: Spuśćmy na nich zasłonę dymną.
KW: Czy instytut monitorowania mediów, który być może powstanie może zagrażać dziś mediom i dziennikarstwu?
ES: Może zagrażać.
KW: Czemu?
ES: No bo jak się chce powoływać instytucje, które już istnieją to chyba po coś, nie? Myślę, że może to być kolejna „czapka”, która powstanie po to żeby dać zatrudnienie kolesiom. Oni będą brali pieniądze za nazwijmy to „pracę” ale tak naprawdę będzie to cenzura dla niepokornych. Bzdura, kompletna bzdura. Kaganiec na pysk dziennikarzy. Wieje grozą.
KW: Politycy, zwłaszcza w ostatnich tygodniach z Prawa i Sprawiedliwości, twierdzą, że nie ma dziś wolnych mediów.
ES: A, co mają mówić jak sobie to wymyślili? Uważam, że są wolne media. Myślę tutaj głownie o mediach prywatnych. Tzn. oczywiście każda osoba, która jest właścicielem prywatnego medium ma jakąś swoją wizję i pewnie o coś gra. Ale ja się np. na Kopcu, przynajmniej na początku, nie spotkałam z tym, żeby czegoś nie było wolno. Tyczyński był osobą, która nie szła pod rękę z czerwony, zielonym, czarnym czy różowym. Z żadnym. I właściwie chyba przez wszystkich polityków był przez to nielubiany.
KW: A w publicznym radiu spotkała się Pani z próbą ingerencji?
ES: Oczywiście, że tak. Dotoczyło to - nie będę wymieniać nazwiska - jednego z wiceprezesów, który kazał mi wziąć do porannego programu osobę z pewnego ugrupowania politycznego, które reprezentował. Na pytanie: A po co, skoro ten Pan nie ma nic do powiedzenia? W odpowiedzi usłyszałam: „No wie Pani, ale my jesteśmy uzależnieni politycznie”. Ja? Może ta osoba. Ja nie jestem reprezentantem jakiejś partii, do żadnej nie należę. Pracuję w radiu publicznym, a nie politycznym. Oczywiście wiązało się to z tym, że sobie zrobiłam w tej osobie wroga.
KW: Kto dziś oprócz polityków zagraża mediom?
ES: Każdy może zagrażać. To zależy, jaki jest dziennikarz. Kowalski z drugiej strony ulicy może Ci zagrozić, jak sobie na to pozwolisz.
KW: A nie jest tak, że dziś media bardziej są uzależnione od reklamodawców niż polityków?
ES: Też. Tylko, że jeżeli stacja jest dobra to do niej przyjdą reklamodawcy. A jak jest słabo słuchana to reklamodawca nie przyjdzie. I to bez względu na to, czy lubi szefa danego medium czy nie.
KW: Czy istnieje dziś coś takiego jak solidarność mediów?
ES: Nie. Niestety nie ma. W sytuacjach absolutnie ekstremalnych dziennikarze starają się konsolidować. Ale w tej chwili, moim zdaniem, jest to bardzo podzielone środowisko.
KW: Czy taka instytucja jak Rada Etyki Mediów ma prawo nazywać się sumieniem dziennikarskim? Może Pani powiedzieć, że oni działają również i w Pani imieniu…
ES: Wierzę, że mają takie intencje. Zakładam, że chcą aby dziennikarze nie robili sobie, „co chcą”. Bo niestety często tak jest.
KW: Czy dziennikarze powinni zakładać własne stowarzyszenia, związki zawodowe?
ES: Tak. Brakuje ich bardzo. Taką rolę powinno pełnić Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. I kiedyś tak było. SDP było przy tym bardzo elitarne. Nie było tak, że każdy mógł się zapisać. Trzeba było spełniać pewne warunki. Trzeba było mieć określony dorobek dziennikarski, żeby w ogóle przyjęli. Było to nobilitujące..
Dziś nie ma takiej organizacji, która by bardzo silnie reprezentowała dziennikarzy. Z drugiej strony obserwuję, że jeśli jest jakaś bardzo trudna sytuacja to rzeczywiście środowisko potrafił się porozumieć.
KW: Co ogląda, czego szuka Ewa Stykowska?
ES: W tej chwili głównie siedzę przy komputerze i piszę. Przyznaję, że na niewiele rzeczy mam czas.
KW: Nie interesuje Panią teraz rynek mediów?
ES: Oglądam wszystkie główne dzienniki informacyjne. Dalej z przyjemnością oglądam Monikę Olejnik czy Tomasza Lisa.
KW: Który dziennik telewizyjny jest Pani ulubionym?
ES: Oczywiście Fakty TVN.
KW: A jak Pani ocenia sztandarowy program TVP „Wiadomości” po tych wielu zmianach? Dostrzega je Pani?
ES: Głównie oglądam po to, by porównać jak zrobiła jakiś temat czy problem TVN, a jak Jedynka. No i „Fakty TVN” są zdecydowanie lepsze. Bardzo często „Wiadomości” nie są dla mnie wiarygodne.
KW: Których dziennikarzy uważa Pani za wielkie osobowości lub które rokują na taki tytuł? Podobno ma Pani do tego rękę - tak przynajmniej słyszałem.
ES: Ja? Pierwsze słyszę. Miszczak zawsze miał instynkt do wybierania ludzi. Moim zdaniem dużą osobowością jest Justyna Pochanke, która mnie przekonała do siebie. Ja jej na początku nie lubiłam, a teraz uważam, że jest bardzo dobra. Na pewno Durczok i na pewno Bogdan Rymanowski. To jeszcze sentyment z Kopca. Ale rzeczywiście uważam, że jest to bardzo dobry i bardzo rzetelny dziennikarz.
KW: Już zupełnie na koniec, słyszałem że wielką Pani pasją są koty…
ES: Miłością, a nie pasją. Zwierzęta się kocha. Kiedyś… pracując jeszcze na Kopcu pozwoliłam sobie na kota. A potem drugiego i trzeciego…Przy moim systemie pracy męczyłabym psa. Ale też nieraz było tak, jak już miałam kota, że Edek [Miszczak – przyp.red.] prosił mnie na Kopcu: weź jeszcze jeden dyżur. Chodziło o kolejne sześć godzin. Na co ja mówiłam, że nie mogę, bo muszę jechać nakarmić kota. Zawsze się wtedy wściekał i krzyczał: „Ty wzięłaś tego kota żeby mi zrobić na złość…”
KW: Dziękuję Pani za rozmowę.
Ewa Maria Stykowska. Pedagog i dziennikarka radiowa. Urodziła się w 1954 roku. Ukończyła Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Krakowie. Pracowała w Radiu Kraków oraz w RMF FM, a obecnie pracuje przy serialu „W-11. Wydział Śledczy” oraz „Detektywi” (TVN).
Nagrody: II stopnia przewodniczącego Komitetu ds. Radia i Telewizji za radiowy magazyn informacyjno-publicystyczny rozgłośni Polskiego Radia w Krakowie „Co niesie dzień” (1981), III nagroda w konkursie na reportaż radiowy „Polska ‘88” za audycję „Taki nam się snuje dramat” (1988).
Aktualnie nie mamy ofert pracy.
Dodaj swoją ofertęZapraszamy do współpracy. Cena dodania do katologu od 149 PLN netto.
Komentarze