04.01.12, 19:22
Elżbieta Dzikowska: Świat jest jeszcze przede mną otwarty
Rozmowa z Elżbietą Dzikowską - podróżnikiem, dziennikarką, pisarką, historykiem sztuki, sinologiem, reżyser i operatorem filmów dokumentalnych.
Rozmowa z Elżbietą Dzikowską - podróżnikiem, dziennikarką, pisarką, historykiem sztuki, sinologiem, reżyser i operatorem filmów dokumentalnych. Jest współtwórczynią kultowego magazynu podróżniczego "Pieprz i wanilia". Razem z nieżyjącym już mężem Tonym Halikiem, w ramach tego cyklu zrealizowała ok. 300 filmów dokumentalnych. Jest autorką m.in. takich cykli książkowych jak: "Artyści mówią" i "Groch i kapusta".
Natalia Mróz: Czy przesadą będzie określenie, że podróże to całe Pani życie?
Elżbieta Dzikowska: No prawie, prawie. Ale nie koniecznie. Ja też lubię czasami przystanąć w swoim domu. Albo w Bieszczadach.
NM: Co Pani robi w domu? Myśli, gdzie dalej się wybrać?
ED: Czasami tak, ale muszę też popracować, żeby te podróże miały sens, żeby dobrze przekazać innym to, co przeżyłam. Życie byłoby bardzo powierzchowne, gdyby żyło się tylko dla siebie.
NM: A zdarza się Pani czasami nudzić?
ED: Ja marzę o tym, żeby mi się zdarzyło nudzić…
NM: Czyli na razie nie ma takiej opcji?
ED: Na razie nie.
NM: Podróże rozwijają, w podróżach człowiek może poznawać samego siebie. Czy podróżując odkryła Pani w sobie coś, czego wcześniej nie była świadoma?
ED: Na pewno konieczność wytrzymałości i przystosowania się do wszystkich warunków. A poza tym empatię. Zwiększyłam swoją pojemność empatii. Podróżowałam po krajach bardzo biednych – Azja południowo-wschodnia, Afryka, Ameryka Łacińska. Tam ludziom żyje się bardzo ciężko, a są bardzo życzliwi, uśmiechnięci. To właśnie tę empatię potęguje. Chciałabym, żeby Polacy którym jest znacznie lepiej, mniej narzekali, a więcej się uśmiechali.
NM: Podczas takich podróży można się wiele nauczyć od innych…
ED: Także pokory. Kiedy nasi przodkowie żyli w puszczy, powstawały wspaniałe cywilizacje – czy to w Egipcie, czy to w Birmie, Kambodży, Peru, Meksyku. My byliśmy jeszcze dziczą. Nie możemy się więc wynosić, uważać ich za ludzi gorszego gatunku. Tak nie jest. My czasem próbowaliśmy narzucić im swoje poglądy, swoją pseudo demokrację i są tego konsekwencje. Te ludy, które zamieszkiwały dawniej Amerykę Łacińską i tworzyły wspaniałe cywilizacje, teraz właśnie są jak gdyby w tyle za nami.
NM: Z Tonym Halikiem, podróżowała Pani po świecie i nagrywała „Pieprz i wanilię”. Zawsze miło wspomina Pani te wspólne wyprawy, a czy zdarzało się państwu kłócić?
ED: Trochę tak. Zawsze lubiłam fotografię, a Tony uważał, że nie można robić dwóch rzeczy dobrze – zajmować się filmem i fotografią. Ale bardzo lubił, jak jego fotografowałam (śmiech). Więc kompromis był. On się zajmował tym, co się rusza, czyli zwierzętami i Indianami, a ja tym co stoi, czyli zabytkami i przyrodą.
NM: Ale nie było takiej sytuacji, że pokłóciliście się i każdy poszedł w inną stronę?
ED: Ależ skąd, w gruncie rzeczy chodziło nam o to samo, żeby pokazać Polsce jaki jest świat, wtedy kiedy był zamknięty.
NM: Czy takiej silnej kobiecie zdarza się płakać?
ED: Nie, ja mam suche oczy. Dlatego muszę kupować sztuczne łzy, żeby je zasilać. Chciałabym sobie czasami popłakać, bo to podobno bardzo odpręża i życie toczy się dalej w przyjemniejszy sposób. Ja sama za siebie odpowiadam, żadne płacze mi nie pomogą. Muszę zawsze być silna i iść do przodu.
NM: Jeżeli spotyka się Pani z jakimś strasznym przeżyciem, widokiem…
ED: ...wtedy wzruszam się, przeżywam i współczuję. Ale nie płaczę. Żałuję tego.
NM: Ma Pani jakieś słabości?
ED: Na pewno. Nie byłabym człowiekiem, gdybym ich nie miała.
NM: Do słodyczy chyba nie, z tego co zauważyłam…
ED: A skąd Pani wie? (śmiech) Do słodyczy rzeczywiście nie mam, nie lubię słodyczy. Ale czy to jest słabość, jak się lubi słodycze? Mam słabość do wina czerwonego, wytrawnego, zwłaszcza chilijskiego. Im lepszy gatunek, tym lepiej.
NM: Słyszałam, że jest Pani trudnym gościem hotelowym. Niektórzy zabierają z hotelu mydełka…
ED: Ja nic nie zabieram…
NM: A klucze?
ED: Aaaaa. (śmiech) To jest taka przeszłość. Rzeczywiście w Muzeum Podróżników im. Antoniego Halika (ul. Franciszkańska 11 w Toruniu - przyp. red.), zamiast mapy naszych podróży znajdują się klucze z miejsc, gdzie spędziliśmy co najmniej jedną noc. One zostały uzyskane w rożny sposób – a to „wycyganione”, a to zapłacone, a to ściągnięte do kieszeni nielegalnie. Ale cel uświęca środki, w tym wypadku oczywiście.
NM: Zdarzyła się jakaś afera z tymi kluczami?
ED: To znaczy goniono czasami. „Pani nie zostawiła kluczy”, „Zostawiłam, to pan nie znalazł”. Takiej wielkiej afery, która by mnie mogła zaprowadzić do kryminału na szczęście nie było.
NM: Poza kluczami zdarzyło się Pani przywieźć coś nielegalnego?
ED: Cicho cicho! Jeżeli nielegalnego, to nie powinnam o tym mówić (śmiech). Jeśli przywożę coś nielegalnego, ale głównie legalnego, to wszystko do Muzeum Podróżników. Więc jest to legalne.
NM: Podróżując po Polsce też przywozi Pani jakieś pamiątki?
ED: Czasami tak, ale mniej. Przede wszystkim przywożę zdjęcia. Robię albumy na papierze, nie na płytkach. Dokumentuję Polskę. Mam tych albumów ze 300. I też zamierzam przekazać je do Muzeum.
NM: Czy architektura jakiegoś miejsca szczególnie Panią zauroczyła?
ED: Oczywiście, że tak. Zarówno nowa, jak i przede wszystkim dawna. Jak Angkor Wat, Copán w Hondurasie, Tikál w Gwatemali, Palenque, a więc architektura przedkolumbijska, ale także opera w Sydney i wspomniana już opera w Oslo. Ta druga jest inspirowana naturą, zbudowana z białego marmuru na kształt lodowca. I ten lodowiec jakby spływa do fiordu. Przepiękna. Ale przede polecam wybrać się do Pelplina, gdzie jest przepiękna katedra. Tym, którzy nie są z Krakowa, polecam wybrać się właśnie tu. Takiego przepięknego Kościoła Mariackiego nie ma chyba nigdzie na świecie. Polecam wybrać się do Wiślicy, gdzie znajduje się wspaniała, najstarsza płyta romańska, zwana płytą orantów. Polecam wybrać się do Bejsc. Ja wiem, że nikt prawie o tym nie słyszał. A jest to arcydzieło renesansu, manieryzmu. Wspaniała kaplica Firlejów, dzieło Santi Gucciego. A poza tym fantastyczne, średniowieczne, gotyckie polichromie. Polecam też wybrać się na Opolszczyznę, gdzie się znajdują najpiękniejsze w Polsce freski gotyckie i tzw. śląska sykstyna. Tyle mamy wspaniałych miejsc, a gonimy gdzieś po świecie. Dlatego ja w swoich subiektywnych przewodnikach „Groch i kapusta” promuję miejscowości, które są mało znane, a bardzo ciekawe.
NM: Często pokazuje Pani się w strojach etnicznych…
ED: Bo są piękne! Ja bym chciała, żeby Polki chodziły w naszych strojach etnicznych. Tak jak w Norwegii, gdzie 90% kobiet ma w swoich szafach stroje regionalne i używa je na różne święta, uroczystości, przyjęcia. I nawet na otwarciu opery w Oslo połowa gości była w strojach regionalnych. Nawet ministrowie! Tego Polakom też życzę, bo tradycja to zachowanie tożsamości.
NM: Czyli Polki nie muszą wyjeżdżać za granicę, żeby szukać kopalni stylów?
ED: Wolałabym, żeby szukały w Polsce. Można oczywiście pomieszać różne wpływy, bo świat jest otwarty, świat jest jeden. Jeżeli można wzbogacić nasze wrażenie estetyczne, to czemu nie. Ale przede wszystkim powinniśmy szanować naszą tradycję.
NM: A biżuteria, którą ma Pani teraz na sobie?
ED: Nie jest polska biżuteria. To są turkusy z Tybetu. Właśnie w Tybecie turkusy, korale są traktowane nie tylko jako ozdoba, ale także jako amulety, które przynoszą szczęście, chronią przed złym okiem. Tam nawet kobiety w pracy są bogato zaopatrzone w biżuterię. I ja też tak to traktuję. Jak mam na sobie turkusy, korale, bursztyny, a także lapis lazuli, to się czuję pewniej.
NM: Czyli wierzy Pani w moc amuletów?
ED: Wierzę, nie wierzę…. Lepiej wierzyć.
NM: Przejdźmy może do kulinariów, bo na pewno podróżując tu i ówdzie udało się Pani troszkę skosztować. Czy próbuje Pani wszystkiego?
ED: Nie. Jeżeli coś mnie odrzuca estetycznie, smakowo, to dlaczego mam się umartwiać? Mój mąż przepadał za szarańczą pieczoną czy smażoną, posypywaną papryką chili. Na rynku w stolicy stanu Oaxaca w Meksyku sprzedawały ją Indianki. Ale zdarzało mi się jeść wyjątkowe potrawy. W Meksyku właśnie jadłam pierożki nadziewane jajeczkami mrówek. Chwaliłam, ale tak wypadało. Natomiast w Gabonie jadłam wspaniałego pieczonego pytona, przyrządzonego przez naszych misjonarzy.
NM: Z marzeń się nie wyrasta. Jakie są Pani aktualne marzenia?
ED: Świat jest jeszcze przede mną otwarty, bo nie wszędzie byłam. Chciałam napisać kilka rzeczy. Przygotujemy z panią dyrektor wydawnictwa Rosikon Press album o biżuterii, o drzwiach i oknach świata. Niebawem wyjeżdżam do Indii północno-wschodnich, do stanu Nagaland, gdzie na specjalnym festiwalu spotyka się 16 plemion. Jadę trochę fotografować, bo interesuje mnie świat, który odchodzi.
NM: Dziękuję za rozmowę.
Komentarze